Tańcząca z lękami – poznaj moją drogę do siebie (Pani dietetyk pierwszy raz tak szczerze o sobie)

Ostatnia aktualizacja 3 lata temu
Moja historia
1000 700 Barbara Dąbrowska-Górska

To nie było łatwe, ale jestem na takim etapie życia, w którym poczułam, że chcę żebyś wiedziała/wiedział o mnie więcej niż tylko to, że jestem poważną Panią dietetyk, która zna arcytrudne słowa. Jestem człowiekiem z krwi i kości, a to, co przeszłam pozwala mi pomagać Ci z bezwarunkową akceptacją, empatią, uważnością i wiarą w Twoje możliwości. Przeczytaj moją historię!

Na skróty:

Widzieliście kiedyś kogoś, kto rozpoczyna naukę tańca? Te nieporadne ruchy, nieśmiałe, niepewne, nieskoordynowane… (trochę jak Mariusz Pudzianowski w „Tańcu z gwiazdami” – spoiler Mariusz doszedł do finału :)). Potem, przy dozie wytrwałości, taniec zaczyna nabierać płynności, z każdą godziną ćwiczeń jest coraz lepiej. Ja tańczę od lat, tańczę w duecie, choć z różnymi partnerami, każdy jest z „z innej bajki”. Tańczę z lękami. Kto prowadzi w tym tańcu? Bywało różnie.

GRUBA dziewczynka

Widzę siebie w wieku ośmiu lat, stojącą przed drzwiami do mieszkania kogoś, kogo wtedy nazywałam moją „przyjaciółką” (wiesz, jak to jest w tym wieku, wielkie słowa łatwiej przechodzą przez gardło). Pukam i pukam, ale nikt mi nie otwiera, choć słyszę, że w środku w najlepsze trwa zabawa. Dobiega do mnie stłumiony przez drzwi głos „To ta grubaska przyszła. Nie otwieraj!”. Czuję jakby wbito we mnie milion igieł, broda mi się trzęsie, ale nie płaczę, po prostu odchodzę, bo… jestem grzeczną dziewczynką. Ta „grzeczność” jeszcze wiele razy przeszkodzi mi w wyrażaniu siebie.

Jakieś 22 lata później, w moim rodzinnym domu, razem z moim partnerem, oglądamy moje zdjęcia z dzieciństwa i kiedy trafiamy na TE, Z TEGO okresu wyrywam mu je z ręki, bo czuję wstyd. Wstyd przed pokazaniem mu tego jak wtedy wyglądałam, a przecież byłam tylko dojrzewającą istotą, której ciało się zmieniało.

GRUBA dziewczynka, gdy raz to usłyszysz już na zawsze pozostaniesz gruba i nie będzie to miało związku z Twoją masą ciała. Z tą etykietą przeżyję większość swojego dorosłego życia, będą ją nosiła, nawet wtedy, gdy ważyłam 49 kg.

„Wyglądasz jak z Oświęcimia!”

W okresie dojrzewania z zachłannością łapię spojrzenia mojego Dziadka, który zawsze widział we mnie wszystko, co najlepsze. Ten blask w Jego oczach, gdy na mnie spoglądał, tą bezwarunkową akceptację i poczucie, że jestem wartością bez względu na to, co robię zabiorę ze sobą na całe życie. Choć Dziadka zabrakło wśród żywych to Jego spojrzenie żyje we mnie i ładuje mnie w trudnych chwilach.

Za odchudzanie po raz pierwszy zabrałam się w szkole podstawowej. Książka „Zdrowie i uroda” stała się moją biblią, a zamieszczona w niej dieta 1000 kcal moją tratwą ratunkową. Katalog ćwiczeń wyszczuplających z owej książki znałam na pamięć i wykonywałam je z uporem psa, który „sępi” jedzenie przy stole (oczami wyobraźni widzę to spojrzenie naszej Iskry). Zdarzało się, że byłam wtedy tak głodna, że nie potrafiłam skupić się na rozmowie, ale odniosłam sukces, a przynajmniej tak to wtedy postrzegałam.

Iskra the dog
Moja Iskra

Mama mojej koleżanki z klasy stwierdziła kiedyś, że „wyglądam jak z Oświęcimia” (tak, powiedziała to dorosła osoba, can you believe it?). Wtedy ten „komplement” mnie ucieszył. Zaczęłam zauważać, że gdy spełniam oczekiwania innych żyje mi się łatwiej. Jednak pod warstwami spełnionych oczekiwań sama zaczynam ginąć.

Do dziś nie wiem, czy decyzja o wyborze kierunku studiów (Żywienie Człowieka) była moją dojrzałą decyzją, czy też to „gruba dziewczynka” (wtedy kobieta o absolutnie prawidłowej masie ciała) szukała dla siebie ratunku.

Cosmo girl

W tamtych latach karmię się „Cosmopolitanem” i zaczynam przypominać kogoś innego, kogo dziś nie poznaję na zdjęciach. Tamta ja ma inny wyraz twarzy, ubiera się w sposób, którego teraz nie rozumiem (i nie jest to kwestia mody), jest jakby za szybą. To ja, ale nie ja. Teraz wiem, że „Cosmo” (Cosmo to oczywiście tylko reprezentacja całej kultury obsesji piękna) zryło mi banię i sprawiło, że czułam, że muszę być perfekcyjna. Celem była niczym niezmącona kariera, własna firma, drogie ciuchy i kosmetyki, restauracje – życie idealne. Teraz, z perspektywy czasu wiem, jak bardzo (już wtedy) ten gorset mnie uwierał. Wtedy nie potrafiłam tego dostrzec.

Marzyłam o własnej poradni dietetycznej i wiedziałam, że gdzieś muszę nauczyć się, jak działa własny biznes w tej branży – nie miałam dużego wyboru. W tym czasie w Warszawie istniały tylko dwie tego typu poradnie, do jednej z nich dostałam się na praktyki na trzecim roku studiów. Tam poznałam moje przyszłe wspólniczki – Ewę i Magdę, z którymi po 2 latach otworzyłam wymarzoną poradnię dietetyczną. Jak dotąd wszystko szło zgodnie z „cosmo planem”.

Poza tym wciąż byłam grzeczną dziewczynką, która pozornie, na zewnątrz, się nie denerwuje, nie krzyczy, robi to, czego się od niej oczekuje. Dużą część mojego dorosłego życia spędzę w tym stanie. Nauczyłam się perfekcyjnie dobierać maski, przez ładnych kilka lat moje jestestwo było właśnie takie. W gruncie rzeczy dość puste, bo pod dyktando oczekiwań i za zbroją „wszystko ok”.

Dopasowałam się również zawodowo. Odchudzałam ludzi bezrefleksyjnie, prosiłam o liczenie kalorii, zalecałam dni płynne (what?). Popłynęłam z nurtem rodzącej się w Polsce kultury diet, choć od początku coś mnie w tym wszystkim uwierało, jak kamień w bucie. Z czasem będę czuła, że ten kamień jest coraz większy, ale, żeby go wyjąć, będę musiała na nowo odzyskać samą siebie. Do tego jednak jeszcze długa droga.

Jakoś nigdy nie poczułam się „cosmo girl”. Zawsze czegoś mi brakowało mimo własnej firmy, udanego małżeństwa, niezłego stanu konta. W głowie wciąż byłam grubą dziewczynką, która, żeby ktokolwiek ją zaakceptował musiała się dopasować.

W podszewce duszy miałam zaszyty lęk przed odrzuceniem. To on mnie prowadził w tym naszym niezdarnym tańcu.

Jedną nogą po drugiej stronie

Na świecie pojawiła się moja córka, uczyłyśmy się wspólnego bycia, nie było tak różowo, jak w prasie kobiecej. Ciąża zostawiła ślady na moich ciele. Hanka urządziła sobie w moim brzuchu przestronny „penthouse”, po porodzie ozdabiała go „falbanka”.

Nie potrafiłam z nią żyć (z falbaną, bo z córką idzie mi całkiem nieźle) i postanowiłam ją wyciąć. Po zabiegu pojawiły się komplikacje, przeżyłam zator płucny tracąc w zawale płuca (nie wiedziałam, że coś takiego może się zdarzyć!) ⅓ prawego płuca. Mówili „proszę się cieszyć, że Pani żyje”. Jakoś mi nie szło.

W tym samym czasie człowiek, który miał być na zawsze okazał się być kimś innym, a mi świat zawalił się na głowę. Po raz pierwszy (nie ostatni) sięgnęłam po leki przeciwdepresyjne.

Świat poszarzał, ale ja mimo wszystko starałam się łapać ciepło słońca na poliku. Musiałam uciec, uciec do miejsc, które znam, poszukać spokoju i siebie. Wyprowadziłam się z Warszawy, wróciłam do Skierniewic i tam otworzyłam sklep z zabawkami. Jak się potem okazało, to będzie jedna z najważniejszych decyzji w moim życiu.

Pracowałam z podopiecznymi, ale robiłam to w dużo mniejszym wymiarze i czułam, że coś zaczyna się otwierać, zmieniać. Gdy raz w tygodniu zasiadałam w gabinecie, to miałam wrażenie jakby mnie i osobę, która chce skorzystać z mojej pomocy otaczał kokon, między moją a jej energią powstaje tunel bezpośredniego przekazu. Konsultacje znów zaczęły mnie cieszyć, wiedziałam, że nie porzucę tego mimo “królestwa zabawek”, które jest w moim władaniu.

Niestety wraz z czasem królestwo podupadało, podupadało także moje małżeństwo, które zamienia się w sprawnie działającą instytucję domową. Czułam, że kawałek po kawałku się wyłączam, zamieniam się w sterowaną replikę samej siebie. Próby ratowania związku spełzły na niczym, bo nie da się posklejać wazonu rozbitego na 1000 kawałków, a może się da, tylko nam zabrakło determinacji?

Podwójna moralność Barbary

Pewnego dnia do mojego „królestwa zabawek” wchodzi Adam, a mnie przechodzą ciarki. Po raz pierwszy w życiu tak wyraźnie czuję, że właśnie dzieje się coś przełomowego. Gdybyś spojrzała/spojrzał na to, co potem się wydarzyło mogłabyś/mógłbyś nazwać to romansem. Ja nigdy tak nie myślałam o naszej relacji, bo cała czułam, że przede mną właśnie pojawił się horyzont życia, coś, o czym sądziłam, że już nigdy tego nie zobaczę. Poszłam za głosem serca, co w tamtym momencie było szalone. On oddalony o kilkaset kilometrów w wieloletnim związku i ja małomiasteczkowa dziewczyna formalnie wciąż w małżeństwie. Nasz związek rodzi się w klimacie moralnej sprzeczności, ale nasza miłość rodzi dobro i przywraca mnie do świata żywych.

Po drodze do wspólnego domu czekają nas trudne chwile – mój rozwód, a także skrupulatnie przeze mnie zaplanowane „testy bezpieczeństwa”, które Adam przez kilka lat dzielnie znosi. Tak bardzo boję się, że mnie opuści lub złamie, że sprawdzam Go przyglądając się z dystansu, jak radzi sobie z moimi marnymi próbami opanowania lęku, jak buduje relację z moją Hanką.

Niepostrzeżenie zaczyna się coś dziać. Czuję, że chcę wejść w nowy związek silniejsza, dlatego zaczynam dbać o siebie, szanować swoje granice, rodzę się na nowo i to widać…dosłownie – w kolorach, jakie noszę, w blasku oczu. Zaczynam poznawać siebie na zdjęciach. Przez dbanie o siebie uczę się dbać o innych. Nie ma innej drogi – wiesz o tym?

Ja wysiadam!

Przełomowym momentem okazuje się dla mnie lektura książki „Obsesja piękna” Renee Engeln (z całego serca Ci ją polecam), to wtedy po raz pierwszy dociera do mnie, że można inaczej, że można traktować swoje ciało z szacunkiem, nie trzeba z nim walczyć, że to mój dom (innego nie będzie). Uświadamiam sobie, że czeka mnie duża zmiana zarówno w podejściu do siebie jak i moich podopiecznych. Tak rodzi się Pozytywna Dietetyka.

Czy wiecie, że polskie dziewczynki zajmują pierwszą pozycję wśród nastolatek z 42 krajów, jeśli chodzi o negatywną samoocenę? Na całym świecie coraz młodsze dziewczynki zaczynają się odchudzać (problem dotyczy także chłopców, choć w mniejszym wymiarze).

40% dziewczynek w wieku 5−9 lat chciałoby wyglądać szczuplej. 30% trzecioklasistek martwi się, że będą grube! Przecież to dopiero dzieci…ich świat powinna wypełniać beztroska zabawa…

Chwila oddechu, mała przerwa na ważny przekaz. Poprosiłam Renne, by specjalnie dla Was przekazała swój manifest w krótkim filmie (zrobiła to, choć nigdy nie sądziłam, że dostanę odpowiedź!). Zobaczcie, co autorka książki „Obsesja piękna” ma Wam do przekazania:

Renee swoją książką otworzyła mi oczy i sprawiła, że pomyślałam. O nie, ja moich podopiecznych będę budować na drodze do zdrowia, a zmiany w masie ciała to przecież tylko efekt uboczny! Motywatorem do zmian jest dla mnie także dorastająca córka. Chcę wychować ją na pewną siebie kobietę, która zna swoją wartość, jako człowieka. Hania nie jest tylko ciałem!

Zaczynam dojrzewać zawodowo, czuję jak zmienia się moje podejście, pozwalam sobie na bycie sobą. Dzięki temu zyskują moje relacje z podopiecznymi, chcę by czuli się przy mnie bezpiecznie. Wciąż jestem w drodze, ale wróciłam i pozwalam sobie na kwestionowanie tego zwariowanego świata, w którym za podstawową wartość człowieka uznaje się to jak wygląda lub to, ile zarabia. Zaczynam otaczać się ludźmi, którzy cenią prawdę, cenią poszukiwania i chcą wychodzić poza schematy.

Wciąż nie jest różowo

Jeśli myślisz, że teraz to już będzie tylko żyli długo i szczęśliwie, to mocno się mylisz. Wciąż czasem czuję się „grubą dziewczynką”, „grubym dietetykiem”, zdarza się, że bycie szczupłą odbieram, jako jakiś rodzaj „supersiły” (a może nawet przewagi). Te gorsze chwile mnie nie zatrzymują i w tym dostrzegam ogromną siłę. Wciąż prowadzę czuły dialog z tą „grubą dziewczynką”, którą stałam się lata temu. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się pozbyć tej etykiety i szczerze, to dziś już z nią nie walczę, za to potrafię tą „grubą dziewczynkę” utulić w ramionach dorosłej kobiety. Proces „dorosłego dojrzewania” przynosi ze sobą zmiany masy ciała na poziomie plus/minus 15 kg. Czy z łatwością przychodzi mi zaakceptowanie tego? Nie, ale to część mojego życia, Twojego zapewne też.

Wkładam dużo wysiłku w to, by dowiedzieć się, kim jestem. Po raz pierwszy w życiu czuję, że mogę szukać, mogę słuchać, mogę zawracać, zmieniać kierunki, że wciąż będę chciana. Odnaleźć siebie, żeby nieść pomoc dokładnie taką, jakiej moi podopieczni potrzebują.

Dziś jestem dietetykiem, który najpierw słucha potem mówi. Współpraca ze mną to obszar wolny od ocen i zero-jedynkowych rozwiązań. Swojego podopiecznego uznaję za partnera, nie wymuszam rozwiązań, nie narzucam swojego zdania, bo wierzę, że wszystko, co potrzebne do zmiany masz już w sobie. Ja pomagam Ci to wydobyć, z ogromną radością i wdzięcznością. Czasem mnie to dużo kosztuje, ale taki jest koszt bycia naprawdę.

Nie jestem i nigdy nie będę „cosmo girl”, ale już teraz nie muszę. Chcę żyć w zgodzie ze sobą, wierzę, że to nie mrzonka i Ty też tak możesz.

10, 10, 10 i 10 – dostaję maksa!

Dziś, gdybym wystartowała w „Tańcu z gwiazdami”, a w zasadzie w moim życiu to „Taniec z lękami” to dostałabym same 10. Lęki dalej są, taniec dalej ma miejsce. Różnica polega na tym, że teraz to ja decyduję o rodzaju tańca i muzyce, nadaję rytm, dyktuję tempo. To ja prowadzę.

Od lat w stopce mojego maila widnieje cytat „Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga długiego czasu. Czas i tak upłynie”.

Dziś wiem, że celem jest droga sama w sobie.

Dziękuję, że przeczytałaś/przeczytałeś tą historię. To dla mnie zaszczyt. Czuję ogromną wdzięczność za Twoją obecność. Dziękuję!

Jeśli masz refleksję po przeczytaniu mojej historii i chcesz się nią podzielić to napisz proszę na adres e-mail kontakt@barbaradabrowska.pl.

Szalony dietetyk
Lekko szalony dietetyk, czyli ja 🙂

MANIFEST POZYTYWNEJ DIETETYKI

Zabierz go ze sobą w swoim umyśle i przekazuj dalej!

  1. Każde, nawet najmniejsze działanie na rzecz zdrowia ma znaczenie.
  2. Nie musisz kochać siebie (ale możesz spróbować), wystarczy, że będziesz się szanować.
  3. Droga do zdrowych nawyków jest zawsze w budowie.
  4. Twój portfel to Twój głos – Twoje wybory kształtują świat.
  5. Błędy, które popełniasz to nie porażka, to dowód progresu!

Dowiedz się więcej o Pozytywnej Dietetyce!

Logo akcji Pozytywna Dietetyka prowadzonej przez Barbarę Dąbrowską
Autor

Barbara Dąbrowska-Górska

Dietetyk z powołania, z wyższym wykształceniem żywieniowym! Praca z Pacjentami daje mi ogromną satysfakcję. Wiem, że mam swój udział w dłuższym i lepszym życiu moich podopiecznych! Na co dzień piszę także bloga eksperckiego. Stworzyłam Pozytywną Dietetykę, pomagam odzyskać zdrową relację z ciałem. Napisz do mnie na adres e-mailowy: kontakt@barbaradabrowska.pl. Chcesz skorzystać z mojej pomocy? Zamów indywidualną dietę online. Umów się na konsultację online. Kup gotowe jadłospisy.

Wszystkie posty autora: Barbara Dąbrowska-Górska
6 komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.