Przeżyłam Tydzień Metamorfozy z Ewą Chodakowską nad polskim morzem zimą. Nie dość, że przeżyłam to jeszcze przewietrzyłam głowę, nabrałam kondycji, poznałam mnóstwo wspaniałych osób i zmierzyłam się ze stereotypem „typowej fanki Ewy”, który siedział w mojej głowie. Chcesz wiedzieć, jak było?
Na skróty:
- Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – pierwszy dzień
- Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – kolejne dni
- Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – dodatkowe atrakcje
- Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – jedzenie
- Jaka jest Ewa Chodakowska?
- Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – najważniejsi LUDZIE
- Co dalej?
Pewnego marcowego ranka dowiedziałam się, że przeżyję metamorfozę, ale po kolei. Pracuję w dużym wydawnictwie, w ramach pracy bywam na konferencjach prasowych. Tego dnia miała się odbyć konferencja z okazji wprowadzenia na rynek kosmetyków BeBio Ewy Chodakowskiej. Uczestnicy zostali poproszeni o zabranie ze sobą wizytówek, bo…będzie nagroda. Wzięłam, a co mi szkodzi?
Pod koniec spotkania z „magicznej” szklanej kuli wylosowano jedną wizytówkę – MOJĄ! Nagrodą okazał się wyjazd na Tydzień Metamorfozy z Ewą Chodakowską. Kiedy Ewa z radością wykrzyknęła „Baśka jedziemy!” ja oblałam się zimnym potem. Co to będzie, co to będzie?
Pierwsze skojarzenia – morderczy wyjazd w otoczeniu 20-latek uwielbiających Ewę do granic, z nieskazitelnymi sześciopakami zamiast miękkiego, kobiecego brzuszka, takiego, jaki ja mam.
Przez kolejne kilka miesięcy dojrzewałam do wyjazdu. Cieszyłam się, bo od 10 lat nie byłam na urlopie sama – bez Adama, bez mojej córki Hani. Tyle, że marzyłam o wyjeździe z książką, a przede mną był wyjazd z burpees w roli głównej. Wahałam się – uwierz mi, poważnie się wahałam, czy powinnam jechać, czy ja dam radę? Tak minął mi czas do stycznia, gdy przyszło mi się spakować.
W czasie tych kilku miesięcy dogadałam się ze swoją głową, że wezmę z tego wyjazdu wszystko, co dla mnie najlepsze, że tak widocznie musiało być, że ten wyjazd jest po coś. Kierunek Kąty Rybackie, czyli morze zimą, choć ta zima była bardziej jak jesień zmiksowana z wiosną.
Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – pierwszy dzień
Pierwszego dnia po przyjeździe zjedliśmy lunch i bacznie przyglądaliśmy się sobie, póki co z lekką rezerwą. Wieczorem odbyło się pierwsze spotkanie z Ewą i Jej mężem Lefterisem. Najpierw każdy z nas w kilku słowach mówił, co go tu sprowadziło – mnie przypadek, ale większość dziewczyn była tam, by wreszcie po latach zrobić dla siebie coś dobrego. Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie zróżnicowanie grupy – od 19 latki po 65 latkę, od osób, które nigdy nie ćwiczyły, przez średniaczki (jak ja), po super sprawne dziewczyny. Historie życiowe przeróżne, niektóre takie, że łzy do oczu napływały i czułam ciepło od pierwszego spotkania. Ciepło, które płynęło od ludzi.
Kolejnym elementem tego wieczoru był test sprawności – dość morderczy, muszę przyznać. Musieliśmy wykonać 5 różnych ćwiczeń po 20 powtórzeń, w 3 seriach, bez przerw. Czas, w jakim zrealizowaliśmy zadanie kwalifikował poszczególne osoby do grupy początkującej lub zaawansowanej. Nikt z nikim nie musiał się ścigać, ale czuło się lekką presję. O ta już skończyła, o tamta też…dlatego cisnęłam, ale ostatecznie i tak skończyłam w grupie początkującej. Może to i lepiej. W czasie testu przypomniałam sobie, jak to jest, gdy nie możesz ze zmęczenia zaczerpnąć oddechu. Musisz jednak wiedzieć, że to była „najgorsza” męczarnia tego wyjazdu.
Tego wieczoru wróciłam do pokoju pobudzona, oczy jak 5 zł. Ręce tak mi się trzęsły z wysiłku, tak że nie mogłam utrzymać żelu pod prysznic :D. Nieźle się zaczęło!
Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – kolejne dni
Kolejnego dnia zaczęliśmy już zaplanowany wcześniej „rozkład jazdy”. Każdy dzień zaczynał się od jogi z Wiktorem, potem nordic walking z niezwykle energetyczną Pauliną (codziennie robiliśmy po 8 km), wieczorem trening z Ewą lub Lefterisem (na zmianę).
Kryzys przyszedł drugiego dnia. Obudziłam się tak obolała, że hej. Najbardziej bolały mnie…pachy! Tak, tak to po nordic walking. Nigdy wcześniej nie chodziłam z kijami i nie wiedziałam, że ten rodzaj aktywności jest tak wymagający i angażuje do 90% mięśni w całym ciele. Jak się okazało na ramionach i pod pachami mam takie mięśnie, o których istnieniu nie wiedziałam. Tego dnia nawet pies z głową do dołu na jodze był wyzwaniem. Przyznaję się szczerze, drugiego dnia Tygodnia Metamorfozy nie dotarłam na wieczorny trening, nie dałam rady. Posłuchałam swojego ciała, które mówiło odpuść i to była dobra decyzja, dlatego nie zamierzam biczować się glonami z Morza Bałtyckiego.
Kolejnego dnia czułam się już znacznie lepiej i o dziwo stwierdziłam, że mogę więcej. Od tamtego momentu praktycznie z dnia na dzień nieznacznie, ale zawsze moje możliwości fizyczne rosły. Nie spodziewałam się, że to się wydarzy aż tak szybko!
Poranna joga z Wiktorem pozwalała dobrze zacząć dzień. To był taki „masaż” dla zmęczonych mięśni. Nordic walking to poza wysiłkiem także genialna okazja, by pooddychać morskim powietrzem i kontemplować zielony tej zimy las. W Kątach Rybackich są naprawdę piękne, leśne trasy dla „kijarzy”.
Wieczorne treningi z Ewą i Lefterisem dawały w kość, ale zawsze można było dostosować ćwiczenia do swoich, indywidualnych możliwości. Nie możesz skakać – wykonuj inną wersję, nie masz siły -odpocznij chwilę. Nic na siłę, bez zuchwałego przekraczania granic swojego organizmu. Ciśnij, ale słuchaj swojego ciała – tak działaliśmy!
Ewa to ta łagodna część duetu – spokojny głos, zawsze uśmiechnięta, normalna dziewczyna. Cały czas była z nami – w czasie posiłków, na treningach (nie tylko przez Nią prowadzonych). Lefteris, pozornie łagodny, okazał się głośnym wulkanem energii, który napędzał nas do pracy.
Z każdym dniem czułam coraz mocniej, że wzmacnia się nie tylko moje ciało. Moja głowa odpoczywała – miałam czas, by przemyśleć ważne dla mnie tematy, pomarzyć, chwilę poczytać. Wolnego czasu co prawda nie było za dużo, bo dni wypełniały także inne aktywności poza treningami.
Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – dodatkowe atrakcje
Poza treningami i posiłkami wszyscy uczestnicy Tygodnia Metamorfozy mogli wziąć udział w wartościowych wykładach dietetycznych prowadzonych przez moje wspaniałe, rozsądne koleżanki po fachu – Martę Kielak i Karolinę Brzostek. Dziewczyny w ciekawy, ale przede wszystkim praktyczny sposób przekazywały podstawową wiedzę żywieniową. Wykłady uzupełniały warsztaty w mniejszej grupie. Na początku i na końcu wyjazdu dokonywane były także pomiary składu ciała, by można było zobaczyć czy już pomału coś się zaczęło zmieniać.
Ja po raz kolejny upewniłam się, że o podstawach dietetyki nigdy nie można powiedzieć za dużo. To, co mi wydaje się oczywiste dla większości uczestników było czymś nowym, albo zagadnieniem, które warto przypomnieć po raz kolejny. Nigdy dość rzetelnej wiedzy!
Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – jedzenie
Pewnie zastanawiasz się czy głodowałam? Otóż totalnie, absolutnie NIE! Rano czekało na nas śniadanie w formie szwedzkiego stołu – same zdrowiuśkie rzeczy – dużo świeżych i kiszonych warzyw (boska kiszona marchewka i kimchi), jajecznica z jaj z wolnego wybiegu, hummus, pasta z soczewicy, wędzone ryby (pycha!), razowe pieczywo, jaglanka, owsianka, pieczone owoce, świeże owoce. Raj dla osoby, która zdrowo się odżywia.
O 13:30 zasiadaliśmy do lunchu, który składał się z lekkiej zupy i niewielkiego, drugiego dnia. Wieczorem przewidziano obiado-kolację, która rozpoczynała się barem sałatkowym, a zaraz po nim serwowano porcjowane, duże i sycące danie w sam raz dla zmęczonych treningiem. Po lunchu otrzymywaliśmy także lekką przekąskę. Wszystkie ograniczenia dietetyczne wynikające ze zdrowia były respektowane.
Nie byłam głodna, porcje były w sam raz, a jedzenie pyszne! Moim hitem był łosoś bałtycki. Nie lubię łososia, jest dla mnie za tłusty, śmierdzi mi, a ten mnie na maksa zachwycił. Niezapomniane pozostają także kulki z suszonych śliwek, banana i masła orzechowego oraz zupa miso z glonami.
Nasza dieta bazowała na 3 X BEZ:
- BEZ cukru,
- BEZ soli,
- BEZ alkoholu.
Uroczy szef kuchni każdego dnia wychodził do nas na salę restauracyjną i z przejęciem w oczach pytał, czy smakuje, czy coś zmienić, czy czegoś nam brakuje.
Jaka jest Ewa Chodakowska?
Nie gwiazdorzy, cały czas się uśmiecha, szybko przełamuje barierę, jest życzliwa i potrafi słuchać. Ewa to normalna dziewczyna, bardzo pracowita. Miałyśmy okazję zjeść razem obiad, który przerodził się w 1,5 godziną rozmowę o body positive, dzieciach, teściowych, mężach, o życiu…Dzięki Ewa!
Tydzień metamorfozy z Ewą Chodakowską – najważniejsi LUDZIE
Najważniejsze zostawiłam na koniec. Najważniejsi byli LUDZIE – ileż ja tam wspaniałych kobiet poznałam, ilu historii wysłuchałam, ile razy brzuch mnie bolał ze śmiechu. Ludzie to moje największe zaskoczenie tego wyjazdu – różnorodni, otwarci! Naszym centrum rozmów była restauracja, czasem z obiadu wracałam po 2 godzinach gadania, a ja zazwyczaj nie za dużo mówię. Wieczorem przenosiłyśmy się na basen, do jacuzzi, na saunę. To właśnie tam snułyśmy refleksje, dyskutowałyśmy o naszych życiach, ekologii, przyszłości, uczuciach. Taka moc płynęła z tych rozmów, że aż ciarki mnie przechodzą, gdy o tym myślę. Dziewczyny – dziękuję Wam! Po tygodniu poczułam, że moje ciało może już więcej, ale przede wszystkim, że chciałabym zostać na kolejny tydzień, by poznać Was lepiej. Teraz co chwila brzęczy mi telefon, bo dziewczyny piszą jak szalone ?.
Co dalej?
Nie ukrywam, wróciłam nakręcona i zamierzam z tego skorzystać. Oczywiście w życiu żono-matko-przyjaciółko-redaktorko-dietetyczki nie ma miejsca na 3 godziny treningu dziennie plus basen, ale z pewnością ruszam się teraz więcej niż ruszałam się przed wyjazdem. Udało mi się jednak osiągnąć coś znacznie więcej niż zwiększenie motywacji do treningu. Ugruntowałam się w mocnym postanowieniu, że najważniejsze w życiu to szanować samego siebie i żyć tak, jakby się było dla siebie najlepszym przyjacielem. Czy to zasługa Ewy Chodakowskiej? Po części na pewno, choć to głównie moja zasługa i wiem, że Ewa się uśmiecha, gdy to czyta. To także zasługa snu, wolnego umysłu, świeżego powietrza, mądrych kobiet, które mnie otaczały. Okoliczności sprzyjające temu, by godzić się ze sobą.
To co Baśka, między nami zgoda?
Ps: Zapomniałam dodać, że hotel Tristan, w którym byliśmy także spisał się na medal.
Zajrzyj na mojego bloga:
Zostaw komentarz